W moim przypadku - polecenie szefowej. Nienawidziłam tego robić. Szczerze. Dlatego jak nikt mnie nie pilnował to zawsze pytałam po skończonym posiłku. Dla mnie logiczne, że jak klient zjadł, to było ok, a jak coś nie jest ok, to zgłasza mi to od razu. Ale trzeba było chodzić i się pytać żeby klienci czuli się zaopiekowani, że o nich pamiętamy, bo inaczej to mogą być negatywne komentarze w sieci - zdaniem szefowej.

W taki sposób restauracja zabezpiecza się przed wyłudzaniem darmowych posiłków. Zdarza się to szczególnie w Polsce tzn. gość zje wszystko a na koniec mówi, że nie zapłaci, poniewaz było nie dobre. Kelner pytając ma czas aby zareagować na ewentualne niedogodności i tym samym pozbawić gościa możliwości końcowej reklamacji.

Ja pracuję w restauracji na kasie, mam taką zasadę. To jest punkt tak zwanej rozmowy sprzedażowej, bez tego mogą nam uciąć punkty w ocenie przez co możemy nie wyrobić się do celów i przez to mogę nie dostać też premii. Na szczęście ja muszę pytać jak ktoś podchodzi po chusteczki przy ladzie, więc można zawsze szybko przełknąć jedzenie w drodze po nie.

Tez zwrocilam uwage u siebie ze lepiej chyba pytac jak skoncza jesc aby po 1 nie orzeszkadzac a po 2 nie irytowac ludzi ho sama bym sie zirytowala ale dostalam odpowiedz ze w razie czego to cos dodac czy cos 😬

Robimy to dla tego, że nie zawsze jedzenie czegoś oznacza, że smakuje. Jeżeli zapytamy w trakcie to potem gość nie może sobie rościć praw, że na przykład nie zapłaci. Wiele gości zjada wszystko a na koniec mówią, że było niedobre i nie będę płacił. Druga sprawa, w trakcie jesteśmy w stanie wziąć talerz pójść na kuchnię i poprosić o ponowne zrobienie, jeżeli coś faktycznie jest nie tak.

Może myślą że ludzie są tak zdesperowani że nawet jak nie smakuje to by zjedli bo zapłacili xdd